Zimowy chłód był tak dotkliwy, że nawet przez warstwy termicznej odzieży czułem jego kąśliwe zęby. Zmętniałe niebo wieszczyło śnieg, ale dla Jacka, mojego wiernego motocykla, i mnie, to była tylko kolejna zapowiedź przygody. Zaciągnąłem suwak kurtki aż pod brodę, zacisnąłem dłoń na manetce i z szelmowskim uśmiechem ruszyłem w drogę.
Deszcz zaczął padać tuż po wyjeździe z miasta, bicie kropli o kask było jak rytmiczne uderzenia metronomu, towarzyszące mi w koncercie silnika. Jechałem ostrożnie, wiedząc, że nawierzchnia może być zdradliwa. Aż wreszcie, na samotnej zakrętowej drodze, nadeszło nieuniknione – uślizg. Świat na moment przestał istnieć, było tylko szare wirujące niebo i błoto. W ostatniej chwili odzyskałem kontrolę nad motocyklem, serce biło jak oszalałe, ale mój rumak ustał dumnie na dwóch kołach. To była pierwsza z lekcji, jaką mi przekazał ten dzień.
Przez kolejne godziny deszcz mieszał się ze śniegiem, a droga zamieniła się w białą taflę. Zmęczenie dawało się we znaki, a zimno z każdą minutą wydawało się coraz bardziej dotkliwe. Przyjaciele czekali w umówionym hotelu, lecz z każdym kilometrem wydawał się on bardziej odległy.
Kiedy wreszcie dotarłem, mokry i zmarznięty do szpiku kości, czekała na mnie gorąca herbata i ciepły kominek w lobby. Hotel był starym, kamiennym budynkiem, którego grube mury obiecywały schronienie przed zimnem. Właściciel, dostrzegając moje zmarznięte nogi, uśmiechnął się szeroko i podał mi ręcznik. "Rozgrzej się, wariacie, a potem przyłącz się do nas przy kolacji", powiedział ciepłym głosem.
Po godzinie spędzonej pod gorącym prysznicem poczułem, jak życie powraca do moich zziębniętych nóg. W sali jadalnej spotkałem grupę motocyklistów, którzy, podobnie jak ja, zdecydowali się na zimową wyprawę. Wymiana opowieści i śmiech przy kominku sprawiły, że zawiązały się nowe przyjaźnie.
Wspólnie planowaliśmy kolejne trasy, śmialiśmy się z niespodzianek, które nam zgotowała droga, i dzieliliśmy się doświadczeniami. Te kilka godzin spędzonych w towarzystwie ludzi, którzy podzielali moją pasję, były jak balsam dla duszy.
Następnego dnia, gdy odjeżdżałem, czułem ciepło nie tylko od wysuszonej odzieży, ale od wspomnień i nowych przyjaźni. Wycieczka, która zaczęła się od deszczu i śniegu, zakończyła się przytuleniem do serca doświadczeń, które na zawsze pozostaną częścią mojej motocyklowej opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz